Taka sytuacja: żona wyszła, ty zajmujesz się maleństwem. Rzucasz okiem na telefon a tam sms „Kochanie, jak córcia wstanie, załóż jej body, różowy pajacyk i niedrapki”. Otwierasz szafę maleństwa – wszystko różowe. No, to teraz zgadnij, o co jej chodziło…
Nie martw się – raczej nigdy tego nie ogarniesz. Nie musisz zatem na siłę uczyć się nazw ubranek, bo i na co ci to. Tym bardziej, że dziecko szybko urośnie i zacznie nosić „normalne” ciuchy. Wystarczy więc, że będziesz wiedzieć, co w jakiej kolejności założyć.
Body – absolutny must have, jak mówi się w branży modowo-blogerskiej. Ciuszek z długim lub krótkim rękawkiem, bez nogawek, zapinany w kroku. Bez tego raczej się nie obędzie. Fajnie trzyma pieluchę. Ubiera się je bezpośrednio na ciałko.
Śpioszki – niemowlęce, nieodsłaniające stópek spodnie na czymś przypominającym szelki. Najlepiej, jak w kroku mają zatrzaski, to przy zmianie pieluchy nie trzeba ich ściągać. Jest też wersja półśpioszki – a więc bez szelek. Wyglądają jak spodnie smerfów.
Kaftanik – koszulka zapinana lub wiązana z boku. Ubiera się ją pod śpioszki. Dla mnie trochę bez sensu, bo podwija się i nie trzyma pieluchy. Chyba że założy się je na body i dopiero na to śpioszki.
Pajacyk – jak dla mnie to po prostu piżama. Ciuch, który odsłania tylko głowę i dłonie – a tak to wszystko zakryte. Rozpinany od góry do dołu (lub na odwrót), zakładany na body.
Rampers – pajacyk z odkrytymi stópkami. Tyle w temacie.
Niedrapki – czarodziejskie rękawiczki, które sprawiają, że rozhisteryzowane rączki twego malucha nie zostawiają śladów w postaci licznych zadrapań na jego buźce. Niektóre ubranka mają opcję z kieszonkami przy rękawkach, które po odwinięciu stanowią rolę takich rękawiczek.
Śpiworek – worek na dziecko. Sprawdza się w sytuacji, gdy maluch odkrywa nam się w nocy.
Czapki przedstawiać chyba nie trzeba. Skarpet raczej też nie. Nie zapomnij też o pieluszce, bo możesz mieć problem…