Tańczy, śpiewa, recytuje i jeszcze może do tego rozwiązuje sudoku. A co potrafi twoje niespełna roczne dziecko?
„Jak to, tylko kosi, kosi?! Czy naprawdę nic dzieciaka nie uczycie? Jak ono sobie poradzi w życiu? Pokazujcie mu, co ma robić!! Córeczka syna sąsiadki już tak dużo potrafi! A u was, co?” − niestety, przygotujcie się na coś takiego…
Porównywanie dzieci. Praktyka stara jak świat. Powinna jednak być karana. Czy to nie przejaw totalnej głupoty, by wymagać od dzieciaków, by rozwijały się w tym samym tempie oraz by bawiły i ciekawiły je te same rzeczy?
Denerwuje mnie to odliczanie (już zresztą o tym pisałem). Dziecko MUSI umieć to, to i to, bo ma tyle a tyle miesięcy. Guzik prawda! Nie musi. To, że dziecko kolegi potrafi daną rzecz, wcale nie oznacza, że twój dzieciak też ma to umieć. Zastanów się: co potrafi twój dzieciak, a czego jeszcze nie umie tamten? Ha! widzisz?
Niektóre dzieci rozwijają się szybciej, inne wolniej. To, że rówieśnik twojego malucha już samodzielnie chodzi, a twój bobas najchętniej przemieszczałby się jedynie na czterech łapkach, wcale nie oznacza, że wasze dziecko nie będzie chodzić. Będzie! Po prostu jeszcze nie przyszedł na nie czas, ale przyjdzie. Nawet się nie obejrzysz, a będziesz biegać za maluchem J
Zauważ: w wielu poradnikach czy informatorach dla rodziców podane są ramy czasowe, kiedy dana umiejętność powinna zostać opanowana przez dziecko. PLUS-MINUS! Jeżeli np. pierwszy ząbek zwykle pojawia się między 4. a 6. miesiącem życia, to nie ma tragedii, kiedy „wyskoczy” w miesiącu trzecim (oj, słyszałem o takim przypadku), ani kiedy ozdobi uśmiech malucha w miesiącu siódmym. Wiadomo, najlepiej poradzić się lekarza, ale zwykle nie ma paniki.
Nie przejmuj się, kiedy znajomi zamęczają cię informacjami, że ich/ ich znajomych dzieciak tak dużo potrafi. To przecież nie talent show, nie potrzeba tu rywalizacji. Szczerze? Śmieszą mnie takie przechwałki. Ok, to dobrze, że dane dziecko tak fajnie sobie radzi, ale to nie znaczy, że trzeba siać panikę wśród rodziców innych dzieciaków. Żeby była jasność: nie popieram zupełnego braku zainteresowania rozwojem własnego malucha czy braku reakcji w sytuacjach, kiedy wyraźnie widać, że coś nie jest w porządku. Ale w sytuacjach, kiedy chodzi o kilkutygodniowe różnice w postępach, nie wydaje mi się, żeby zamartwianie siebie (i innych) było potrzebne.