Niedługo zostaniesz ojcem? Już nie możesz doczekać się, kiedy po raz pierwszy zobaczysz swoje Maleństwo, kiedy weźmiesz je na ręce, kiedy je po raz pierwszy wykąpiesz? Taaaaak? A skąd – przepraszam, że zapytam – będziesz wiedział, jak to zrobić?
Kiedy jeszcze wraz z Mamą Małej oczekiwaliśmy Małej, miałem nieprzyjemność być świadkiem rozmowy, jak znajomi naśmiewali się z wspólnego nam kolegi, który wraz z żoną uczęszczał do szkoły rodzenia. Ruszyło mną. Co w tym śmiesznego, że przyszły tata chce dowiedzieć się, jak zajmować się niemowlakiem? Przeminęły już chyba te czasy, kiedy ojciec, głowa rodziny, miał za zadanie dostarczyć mięso, a resztą miała zająć się matka, nie? Widok mężczyzny z wózkiem już chyba prawie nikogo nie dziwi. Prawie. Bo są „elementy”, które uważają, że opieka nad dzieckiem do domena tylko i wyłącznie kobiet.
Gdy Mama Małej zapytała, czy pójdę razem z nią do szkoły rodzenia, nie musiałem się zastanawiać nad odpowiedzią: jasne, że tak! Okazało się, że takowa istnieje przy szpitalu, w którym zamierzaliśmy rodzić, więc nie pozostało nic innego, tylko dzwonić i umówić się. Już po pierwszych zajęciach byłem mile zaskoczony. W amerykańskich filmach wygląda to tak, że tatuś siedzi wraz z ciężarną partnerką i − trzymając ją za powiększający się z tygodnia na tydzień bębenek − chucha, dmucha i wydaje dziwne dźwięki. A tu − nic z tych rzeczy! Stoliczek, kajecik, witamy w szkole!
Nie wiem jak w innych tego typu instytucjach, ale zajęcia w „naszej” szkole rodzenia wyglądały tak: najpierw przyszłe mamusie brały udział w około półgodzinnym ciążo-aerobiku, a następnie po krótkiej przerwie (piciu, siku), wraz z partnerami słuchały wykładów prowadzonych przez położną. Wbrew pozorom, rodzenie to nie jedyny temat poruszany w szkole rodzenia. To cykl kilku naprawdę ciekawych zajęć, w czasie których przyszli rodzice mogą dowiedzieć się wielu rzeczy, o których nie mieli pojęcia. Dzięki wykładom prawie-rodzice będą wiedzieć m.in. jak dbać o kikut pępowinowy, co to atopowe zapalenie skóry czy jak radzić sobie z baby-bluesem mamy. W wielu nieprzewidzianych sytuacjach (np. zachłyśnięcie malucha mlekiem) rodzice sami, bez zbędnej paniki, będą wiedzieć, co robić. Ponadto na zajęciach praktycznych przyszły tatuś dowie się jak kąpać malucha, jak zmieniać pieluszkę (a w przerwie ukradkiem może podsłuchać, jak przyszłe mamy dyskutują o tym, że pieluszki wielorazowe są o niebo lepsze od jednorazówek) czy jak bezpiecznie nosić na rękach noworodka. To naprawdę bardzo pomaga. Pomyśl tylko: możesz poćwiczyć „na sucho” pod okiem specjalisty. Możesz się bez wstydu dopytać, możesz się pomylić, nikt cię za to winić nie będzie. A jeśli nauczysz się wcześniej, to, gdy dziecko przyjdzie na świat, nie będziesz musiał korzystać z pomocy teściowej, tylko sam pomożesz żonie przy dzieciaku. Nie muszę chyba mówić jak zajmowanie się dzieckiem od pierwszych chwil jego życia wpływa na relacje dziecko-tata…