2 kreski na teście ciążowym, 9 miesięcy radosnego oczekiwania, pierwsze ruchy maleństwa, z każdym dniem silniejsze i częstsze, coraz większy brzuszek i wreszcie ten dzień. Dzień, w którym na świat przychodzi twoje upragnione dziecko.
Sporo osób uważa, że cesarskiego cięcia nie można traktować jako porodu. Szczególnie uważają tak te kobiety, które mają za sobą ciężki poród siłami natury. Fakt, cesarka nie jest ani dla mamy ani dla dziecka tak męcząca i stresująca, jak rodzenie naturalne. Czy to jednak znaczy, że można bezkarnie krytykować te z pań, które, aby powitać na świecie swoje maleństwa, musiały dać sobie rozciąć brzuch?
Wbrew pozorom cesarskie cięcie to nie pójście na łatwiznę. Trzeba pamiętać, że to mimo wszystko zabieg chirurgiczny (podobno mimo znieczulenia czuć, jak brzuch jest cięty i jak wyszarpują dziecko :O). Kto na własne życzenie daje pociąć sobie wnętrzności? No właśnie. Mama po cesarce dochodzi do siebie kilka dni, pobyt w szpitalu jest dłuższy niż w przypadku naturalnego porodu. Do tego rana, która goi się wiele tygodni, a przez pierwszy miesiąc wykonanie najprostszych czynności, takich jak choćby wejście do wanny, urasta do rangi mega problemu. Po cesarskim cięciu nie ma szans na kangurowanie (chyba że tatuś weźmie dzidzię na klatę :D), może być też problem z karmieniem − organizm nie dostaje sygnału, że już trzeba wyprodukować porcję mleczka, a tu głodny maluch czeka… No i na rodzeństwo dzieciak musi chwilę poczekać − wersje są różne, ale nam pani ginekolog mówiła, że minimum 2 lata między cięciami być musi.
Nie chcę nikogo straszyć. Wiem, w jaką panikę wpadła Mama Małej, kiedy się okazało, że Małą urodzi właśnie przez cesarkę. Cesarskie cięcie ma kilka plusów − w końcu dlaczego tyle pań marzy mimo wszystko o takim rozwiązaniu? Przede wszystkim: jeśli cesarka była planowana (a więc były wskazania do jej wykonania), to doskonale wiesz, kiedy nadejdzie TEN dzień. To ogromny komfort psychiczny nie tylko dla mamy, ale dla ojca również. Nie trzeba się bać, że coś stanie na przeszkodzie, by dotrzeć po lubą do domu, kiedy już zacznie się akcja porodowa. Do tego jest spora szansa, że zabieg wykona lekarz prowadzący ciążę, czyli ktoś, do kogo (przynajmniej teoretycznie) macie zaufanie. Mama i dziecko nie są tak zmęczeni, jak w przypadku porodu naturalnego, a dziecko wygląda „normalnie” − nie ma lekko zdeformowanej główki, co często zdarza się w przypadku porodu siłami natury. Małe są też szanse na zwichnięcie obojczyka innej części ciała maluszka. Co prawda, mama ma pamiątkę w postaci blizny, ale przynajmniej znajduje się ona na brzuchu, a nie… ekhm, wiadomo gdzie…
Czasem wszystko wskazuje na to, że poród odbędzie się siłami natury, a w trakcie akcji lekarz decyduje się na cięcie. I takie przypadki były wśród naszych znajomych. Nie chcę ani nikogo namawiać na cesarkę, ani nią straszyć. Dziwne jest zresztą to, że kobiety decydują się na cc na żądanie. Jeśli jednak trzeba zrobić cięcie, to nie ma dyskusji! W końcu życie i zdrowie dziecka i mamy są najważniejsze!
Autor zdjęcia: George Ruiz @Flickr