Ostatnio z przyjaciółmi zdaliśmy sobie sprawę z pewnej interesującej zależności – otóż wraz z pojawieniem się dziecka następuje swego rodzaju wymiana znajomych. Poluźniają się relacje z tymi spośród dotychczasowych, którzy nadal należą do grona bezdzietnych. Oczywiście, na początku każdy chce poznać nowego członka rodziny, później czasem zapyta jak tam mała/-y, ale koniec końców nie interesuje go prowadzenie rozmów wokół kupek, pieluch i karmienia. Natomiast pojawia się również wiele nowych znajomości z innymi, nierzadko przypadkowo poznanymi rodzicami, z którymi wspólnych tematów dotyczących dzieci można znaleźć bez liku.
Jeśli chodzi o tę pierwszą grupę, to sprawa wydaje się oczywista – mimo, że przecież każdy Polak zna się na wszystkim – jeśli nie mam dziecka, a tematy związane z jego posiadaniem są mi odległe, to raczej wolę porozmawiać tak ogólnie, co porabiasz, jak ci się żyje, co sądzisz o danej sprawie itp. Tu wspólnie stwierdziliśmy, że wina leży również po stronie rodziców, przy czym – proszę wybaczyć – przede wszystkim po stronie mamusiek. Wiele z nich na pytanie „co słychać?” rozpoczyna monolog na temat wszelkich postępów poczynionych przez jej malucha w ostatnim czasie, dokładając do tego zachwyty, jakim to nie jest cudownym dzieckiem. Większość bezdzietnych tego jednak nie rozumie i gdzieś między 5 a 7 minutą przypomina sobie o pilnej sprawie, którą właśnie w tym momencie musi załatwić.
Jest też oczywiście grupa bardziej wyrozumiałych, którzy wykazują szczere zainteresowanie tym, co słychać u naszego potomka. Ale w końcu i oni wolą porozmawiać o dziewczynach, imprezach, wyjazdach, niż o obwisłych na skutek karmienia piersiach czy też zafajdanych pieluchach, o dysputach nad przewagą tych wielorazowych nad zwykłymi (lub w drugą stronę) nie wspominając. Najwierniejsi pozostają więc ci spośród znajomych, którzy przed nami stali się rodzicami, i do których zawsze możemy się zwrócić po radę czy po prostu poopowiadać o naszym maluszku.
Po tej samej linii dochodzimy zaś do zapoznawania się z nowymi koleżankami i kolegami, z którymi łączy nas fakt bycia rodzicami. A to bobas w wózku zaczepi swoim uśmiechem mamusię innego maluszka, to znów pojawi się sposobność do rozmowy z innym tatusiem opiekującym się swoją pociechą na placu zabaw. Takie przypadkowe znajomości, powstałe wyłącznie przez wzgląd na fakt bycia rodzicem, to jednak bardzo fajna sprawa. I bardzo potrzebna szczególnie tym matkom, które w swoim otoczeniu nie mają zbyt wielu kobiet dzielących ich los. Ale i nam się przydaje, co wspólnie stwierdziliśmy, siedząc u kumpla przy rozżarzonym grillu, zajadając się kiełbaskami i popijając złocistym napojem 😉