Nareszcie zrobiło się ciepło i słonecznie! To ulga dla dzieci, które mogą korzystać z uroków wiosny, ale chyba jeszcze większa dla rodziców, niemuszących trudzić się i głowić nad wymyślaniem kolejnych zabaw w czterech ścianach. Chwała temu, kto wymyślił place zabaw! Strach pomyśleć co by było, gdyby nie te wszystkie huśtawki, zjeżdżalnie, koniki i inne sprzęty dla dzieci – rolę pierwszych spełniałyby ręce taty, drugich – nogi taty, a trzecich – kark taty. Tak, tym wynalazcą z pewnością musiał być facet!
Dziecięca kreatywność nie zna granic, a maluchy z najnudniejszej rzeczy potrafią uczynić coś ekscytującego. Mam jednak wrażenie, że na placu zabaw są bardziej bezpieczne. Zwłaszcza, gdy bawią się pod czujnym okiem rodzica. I to mimo, że w takim miejscu nietrudno o „ałka”. Dzieciaki potrzebują kontaktu z rówieśnikami – w ten sposób uczą się wspólnej zabawy, dzielenia zabawkami, a obserwacja innych może stawać się również motorem napędowym rozwoju naszego malucha. Potrzebują również przebywania na świeżym powietrzu, a zwłaszcza na słońcu, dostarczającym cennej, naturalnej witaminy D. Takie możliwości zapewniają im właśnie place zabaw.
Ale potrzebują ich również rodzice. W tym czasie, szczególnie mając już kilkuletnie dziecko, możemy na chwilę spuścić je z oka, a samemu przysiąść na ławce i poczytać np. książkę, porozmawiać z innymi matkami lub ojcami, czy też samemu skorzystać z przyjemnych promieni wiosennego słońca. Ta odrobina relaksu (już za moment trzeba będzie dać pić, przytulić lub też zmienić pieluszkę) potrzebna jest każdemu rodzicowi. Podobnie zresztą jak … kontakt z rówieśnikami i porozmawianie o wspólnych dolach i niedolach. Ale też pobyt na placu zabaw niesie ze sobą jeszcze jeden pozytyw – kilkadziesiąt minut intensywnej zabawy wymaga późniejszej regeneracji małego organizmu podczas drzemki. A wtedy już czeka nas dłuższa chwila odpoczynku – taka nagroda za zapewnienie dziecku rozrywki 🙂